Imigranci zarobkowi nie zostaną w UE?

Węgrzy zapowiedzieli, że imigranci zarobkowi z Azji i Afryki, którzy nie są uchodźcami, będą odsyłani do swoich krajów. Węgierski parlament planuje także zaostrzenie kar za nielegalne przekraczanie granicy. Problem nielegalnych imigrantów stanowi obecnie temat nr 1 w Unii Europejskiej. Nastawienie UE ulega zaostrzeniu, bo okazuje się, że większość przybyłych do Europy ludzi stanowią imigranci zarobkowi.<br><br> Szacuje się, że do Unii Europejskiej w 2015 roku może przybyć nawet 1 milion imigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wchodu. Część stanowią osoby uciekające przed wojną i prześladowaniami m.in. ze strony Państwa Islamskiego w Syrii. Jednak spory odsetek, prawdopodobnie większość, to imigranci zarobkowi, którzy podając się za uchodźców nielegalnie przekraczają granice licząc na pomoc państw socjalną ze strony UE oraz umożliwienie im znalezienia pracy. Świadczy o tym fakt, że ponad połowę przybyszów stanowią młodzi mężczyźni przed 40-rokiem życia – gdyby życie ich rodzin było zagrożone to raczej nie pozostawiliby ich w swoich ojczyznach.<br><br> Tysiące ludzi ryzykuje życie w przeprawie przez Morze Śródziemne. Tylko w 2015 roku odnotowano już ponad 1 tysiąc ofiar. Imigranci płacą olbrzymie pieniądze ($5000 i więcej) za możliwość transportu na przeładowanych statkach. Marynarka włoska i grecka interweniuje praktycznie codziennie. Najtrudniejsza sytuacja jest we Włoszech, Grecji i na Węgrzech. <br><br> W prowizorycznych obozach koczuje już kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Rządy tych państw mają problemy z rejestracją imigrantów. Wielu z nich po dotarciu np. do Włoch, udaje się dalej – na północ – do Niemiec, Anglii i Szwecji. Kilkanaście tysięcy ludzi koczuje w rejonie Calais próbując dostać się do Wielkiej Brytanii wstrzymując ruch kolejowy pod kanałem La Manche. Mamy do czynienia z nową „wędrówką ludów, która może zniszczyć kulturę europejską” – grzmią środowiska prawicowe. <br><br> Niestety, maja dużo racji. Jeżeli UE nie wypracuje spójnej polityki imigracyjnej grozi nam gigantyczna fala imigrantów, z których tylko część stanowią uchodźcy. Kanclerz Merkel zapowiedziała, że powstaną biura rejestracyjne, które będą dokładnie sprawdzać kto ma prawo pozostać na ternie UE, a kogo trzeba odesłać z powrotem. Do tego należy kłaść nacisk na stabilizację państw takich jak Libia, by ograniczyć napływ imigrantów z tego regionu. <br><br> Głównym kierunkiem imigracji są bogate kraje Zachodniej UE. Tymczasem część uchodźców mogłaby szukać ratunku bliżej swoich państw należących do ich kręgu kulturowego np., Maroka, Arabii Saudyjskiej, Jordanii, ZEA – dotyczy to zwłaszcza imigrantów z Somalii. Tymczasem bogate kraje arabskie nie tylko nie angażują się w rozwiązanie problemu, wręcz zaostrzają politykę imigracyjną - w Arabii Saudyjskiej kara dla nielegalnych imigrantów wynosi 4 tys. dolarów i bezwzględna deportacja poprzedzona 2 miesiącami w więzieniu. <br><br> <br><br>Jednocześnie światowe media (głównie amerykańskie) atakują UE za jej bezradność i niechęć w niesieniu pomocy imigrantom. To krzywdząca ocena, zwłaszcza ze strony mediów pochodzących z państw, które słyną z bardzo ostrych restrykcji wobec nielegalnych imigrantów. Koronnym przykładem jest słynny antyimigracyjny mur na granicy USA i Meksyku. Niemniej, bez współpracy międzynarodowej nie ma mowy o rozwiązaniu problemu imigrantów. <br><br> UE nie ma powodów do tego by nie przyjmować uchodźców prześladowanych w swoich krajach – kłopot polega na tym, że większość imigrantów przybywa do Europy w celach zarobkowych. Europejski rynek pracy (stopa bezrobocia w UE wynosi 9,6%), który z trudem radzi sobie z pokonaniem recesji, może tego nie wytrzymać. O ile napływ imigrantów zarobkowych zwykle jest pozytywnym zjawiskiem dla gospodarki, o tyle wymaga on bardzo szczegółowej kontroli i monitoringu, a w tej chwili, z uwagi na wielką skalę napływów, jest to utrudnione. <br><br> Polska zobowiązała się do przyjęcia 2 tys. uchodźców z Syrii – to stosunkowo nie duża liczba, która nie stanowi dla nas zagrożenia. Jednak Niemcy zapowiedzieli, że będą forsować rozwiązania, które odciążą ich kraj od napływu imigrantów, wprowadzając relokację w oparciu o wielkość kraju, stan gospodarki i jej możliwości. <br><br> To oznacza, że w rzeczywistości prawdopodobnie będziemy zmuszeni przyjąć dużo więcej ludzi niż „kontraktowe 2 tysiące”. Cały proces może nie być rozłożony, tak jak wcześniej planowano na lata – ale na miesiące. Bez przygotowania i wypracowania programów asymilacyjnych nasz rynek pracy może nie być wstanie przyjąć takiej liczby ludzi skazując ich niejako na życie w enklawach biedy – nawet jeśli rozlokujemy imigrantów w różnych częściach kraju to i tak po czasie będą się oni starali zamieszkać w pobliżu swoich. <br><br> Do tego dochodzą kwestie różnic kulturowych, które dla wielu Polaków są na ten moment nieakceptowalne, a to musi prowadzić do wzrostu popularności skrajnie nacjonalistycznych środowisk politycznych. Przykładowo w o wiele bardziej tolerancyjnych Niemczech dochodzi do ataków na obozy dla uchodźców i imigrantów. Nie możemy zamykać się na pomoc potrzebującym, ale nie stać nas na to, by każdemu pomagać. Innymi słowy, musimy zrobić wszystko, by większości imigrantom, jeżeli nie muszą ratować życia, nie opłacało się nielegalne przekraczanie granic UE. <br><br> Łukasz Piechowiak